Zbierałam się, zbierałam się, no i wreszcie dotarłam:)
Nie zrobiłam tego za panny, nie zrobiłam tego w czasach narzeczeństwa, nie zrobiłam tego po ślubie...
Minął rok odkąd jestem mężatką i wreszcie postanowiłam rozpocząć remont! Jakkolwiek cudnie jest mieszkać w 30 letnim, nieremontowanym, oldschoolowym??? mieszkaniu, to jednak uciążliwość przestarzałych rozwiązań męczy. Kibelek warszawski, brak wiszącego prysznica i tylko smętna słuchawka w dłoni, fantastycznie trzymające wszędzie brud linoleum, absolutny brak zamków w drzwiach, wszędobylskie kable, przewody i przedłużacze, kuchnia z maluteńka lodówkę, brak okapu, o szafkach z cargo mogę tylko marzyć, urocze żeliwne kaloryfery, chropowate ściany które tylko o gładzi marzą... I tak mogłabym wymieniać długo, pisać o rustykalnej meblościance a'la późny Gierek, parkietach w jodełkę, metalowych karniszach, progach na których nie jednego podwójnego axla wywinąć można...
Ale koniec z tym!
Ruszamy do boju, remont DżejDżej i (okazjonalnie) P. Niedźwiedzia uważam za otwarty!